Co jakiś czas spotykam się z tym stwierdzeniem. Z mojego doświadczenia to niestety często tylko chwytliwe hasło.
Bo co to w praktyce oznacza…? Jak myśleć?
Czy mam niczym Baron Münchhausen wyciągnąć się sam za włosy z tego, w czym tkwię?
„Mamy problem. Jakie macie pomysły rozwiązań?”
Jak brzmi prawidłowa odpowiedź na tak postawione pytanie
„Żadne!”
Dlaczego? Bo zanim „skoczę” do rozwiązań muszę najpierw dotrzeć do przyczyny (lub częściej przyczyn) źródłowych.
A takie „skakanie” to chyba najczęstszy błąd przy rozwiązywaniu nierozwiązywalnych od ręki problemów.
Bo czy „wyskakane” rozwiązanie zapobiegnie powstawaniu problemu w przyszłości?
Ja widzę, że sprawdza się właśnie działanie „by-the-book”, czyli metodyczne i „nudne” przechodzenie przez kolejne kroki procesu rozwiązywania problemów.
Podczas prac wykorzystujemy ustrukturyzowane podejście do rozwiązywania problemów, oparte na metodzie naukowej.
Przez lean management zostało ono zgrabnie ubrane w cykl Plan-Do-Check-Act.
Mało spektakularne, bardzo efektywne.
Liczba skutecznie i trwale rozwiązywanych problemów rośnie w firmach średnio o 20-50 %
A jakie są wasze doświadczenia z rozwiązywaniem problemów?